19 czerwca 1984 roku niedaleko wioski Ambohibao na Madagaskarze przystępowano do ścięcia eukaliptusowego drzewa. Jednak po pierwszym uderzeniu siekierą z drzewa wypłynęła dziwna przypominająca krew ciecz. Mieszkańcy osłupieli, i uznali drzewo za święte, przyczynił się do tego również fakt, iż rosło on w miejscu nazywanym przez ludność "grobowcem czarowników". Po analizie rzekomej krwi, okazało się, iż jest to prawdopodobnie rozpuszczalny w wodzie antocjan, czyli związek flawonoidowy. Inny przykład krwawiącego drzewa znajduje się w walijskiej miejscowości Nevern, niedaleko Newport w Pembrokeshire. Jest to blisko siedemsetletni cis. Od ok. 30 lat z naturalnej szczeliny w pniu na wysokości ok. dwóch metrów nad ziemią, wycieka tajemnicza, podobna do krwi substancja. Jak podają miejscowe opowieści jest to krew średniowiecznego mnicha, którego w tym miejscu powieszono zarzucając mu zbrodnie, której nie popełnił. Tajemniczym zjawiskiem zainteresowali się również naukowcy, zdaniem Dereka Patcha z Komisji Leśnictwa niezwykła substancja wprawiająca w zdumienie tak wiele osób to w rzeczywistości woda deszczowa gromadzącą się w dziupli. Naukowiec sądzi, iż woda jest nasączona barwnikiem z gnijącego drzewa i wypływa pod postacią czerwonej substancji.
M.M |