* * *
GIENNADIJ STIEKAŁOW - dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego. Latał w statku kosmicznym Sojuz T-3, orbitował w stacji orbitalnej Salut-6, potem w statkach Sojuz T-8, Sojuz T-10, Sojuz T-11, a następnie orbitował w stacji kosmicznej Salut-7, potem zaliczył lot na pokładzie Sojuza TM-10 i w orbitalnym kompleksie Mir.
Kiedy w 1990 roku Giennadij Stiekałow znajdował się w kompleksie orbitalnym Mir, to stał się on świadkiem pięknego i zupełnie niewytłumaczalnego widowiska. Atmosfera pod Mirem była absolutnie czysta i widać było doskonale Nową Fundlandię. Naraz w pole widzenia kosmonauty weszło coś w kształcie kuli. Z rozmiarów i gry świateł przypominała ona bombkę choinkową pokrytą brokatem. Stiekałow zawołał do iluminatora dowódcę ekipy - Giennadija Manakowa. Niestety, "bombki choinkowej" nie udało się sfotografować, a to dlatego, że - jak to zazwyczaj bywa w takich zdarzeniach - kamera nie była przygotowana do pracy... Ale obaj kosmonauci napawali się jej pięknym widokiem przez jakieś 10 sekund.
Tajemnicza kula znikła równie zagadkowo, jak się pojawiła. Czym ona była, jakie miała rozmiary - nie można było określić. Wokół nie było niczego, co mogłoby posłużyć za skalę porównawczą. Stiekałow zameldował o obserwacji do Centrum Kierowania Lotem, ale scharakteryzował to niezwykłe zdarzenie nie używając terminu NLO. Wedle jego słów, on celowo opisał tylko to, co widział, starając się dobierać słowa i frazy tak, by niczego nie sugerować kontrolerom lotu. Nie życzył sobie, by ktoś potem zacytował jego wypowiedź i wykorzystał ją do swoich celów.
* * *
Dr PAWEŁ POPOWICZ - generał-major lotnictwa, doktor nauk technicznych, dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego. Latał statkami kosmicznymi: Wostok-4, Sojuz-14 i w orbitalnej stacji Salut-3.
- W moim życiu miałem tylko jedno zdarzenie - opowiada Paweł Popowicz - kiedy to spotkałem się z czymś nieznanym, ze zjawiskiem, którego ani ja, ani żaden inny człowiek nie potrafił mi objaśnić. To miało miejsce w 1978 roku, w czasie naszego lotu z Waszyngtonu do Moskwy, na wysokości 10.000 metrów. Byłem wtedy w kokpicie naszego samolotu i przez przednie okno naraz ujrzałem, że na wysokości około 1.500 metrów nad nami leci równoległym kursem błyszczący, biały obiekt w kształcie trójkąta równoramiennego, przypominającego swym wyglądem wydęty żagiel.
Samolot, którym leciał nasz kosmonauta, poruszał się z prędkością 900 km/h, ale NOL bez problemów go przegonił. W ocenie Popowicza, ów "żagiel" poruszał się z prędkością 1-1,5 raza większą od stratolinera, w którym leciał.
Kosmonauta od razu opowiedział o wydarzeniu członkom załogi i pasażerom. Oni wszyscy potem próbowali odpowiedzieć na pytanie, cóż to być mogło, ale nikomu ów "latający trójkąt" nie kojarzył się z czymkolwiek mu znanym. Nie był on podobnym do samolotu, miał on idealnie trójkątny kształt, a w tych czasach nie istniały trójkątne samoloty.
* * *
GIENNADIJ RIESZIETNIKOW - generał-pułkownik, komendant Akademii Wyższego Dowództwa Wojsk Obrony Powietrznej Kraju im. Marszałka Żukowa w Twerze.
Na początku swego oświadczenia, generał stwierdził, że w jego lotniczej praktyce zdarzały się tajemnicze przypadki. Niekiedy znienacka pojawiały się cele, na przechwyt których startowały z ziemi myśliwce przechwytujące, albo za którymi podejmowały obserwację stacje radiolokacyjne w pododdziałach rakiet plot. - niestety, nigdy nie udało się ustalić, co to były za cele... Bywało nawet tak, że taki quasi-cel na pytanie "Podaj hasło" odpowiadał "Swój", ale najczęściej nie odpowiadał wcale!
Ponadto zdarzało się, że posłane na przechwyt pościgowce prowadzone z ziemi odnajdywały cel. Ale kiedy pilot zbliżył się do celu na odległość, w której powinien uaktywnić się system naprowadzania pocisków rakietowych "powietrze-powietrze" - system ten przestawał działać... A tymczasem cel natychmiast znikał i po ułamkach sekund pojawiał się ponownie, ale nad innym miejscem, zaś system celowniczy rakiet ponownie zaczynał pracować prawidłowo! Samolot znowu wychodził na pozycję do ataku na NOL-a, i cała zabawa powtarzała się od nowa.
Kiedy Rieszietnikow dostał się do Wojskowego Instytutu celem podwyższenia kwalifikacji, to ze zdumieniem stwierdził, że toczą się tam wielokierunkowe badania nad UFO (!) - i m.in. bada się takie przypadki, jak opisane powyżej. Jednakże w dalszym ciągu przyznał on, że badania te nie miały większego znaczenia wojskowego... (!?) Dlatego też - jak sądzi generał - tymi problemami, które interesują teraz ufologów, wojskowi więcej się nie zajmują. Wcześniej też się tym nie zajmowano na serio. (!?)
W armii do tych spraw podchodzi się ze strony praktycznej. Kiedy na niebie pojawia się nieznany cel, to śledzą go radary. Niejednokrotnie cel można obserwować wizualnie. Niejednokrotnie meldują o nich cywilni mieszkańcy kraju. Podobne meldunki napływają ze strażnic Wojsk Ochrony Pogranicza, jeżeli to był obiekt wizualny, a także z innych źródeł. W pododdziałach OPL żadna z takich informacji nie pozostaje bez echa, wszystkie są dokładnie sprawdzane.
Jednakowoż nie można stwierdzić, że w tej rutynowej działalności nie ma naukowego podejścia. Jest ono zawarte w ramach czysto praktycznego odnoszenia się do problemu. I tak też robi się we wszystkich rodzajach wojsk Rosyjskich Sił Zbrojnych. Wojsko gromadzi materiały na temat NLO i posiada ogromną ilość danych, które nie sposób zbadać. I jest oczywistym, że pytania o UFO należy wreszcie postawić na najwyższym szczeblu.
W dniu dzisiejszym wielu wielkich ludzi zaczyna wierzyć w realność ufozjawiska. Ale co (czy kto) stoi za tymi obiektami? Pierwsza odpowiedź, która przychodzi do głowy, to: Przybysze czyli też Kosmici.
Dalej generał opowiedział, że pod koniec lat 70. XX wieku, on sam latał poza Północny Krąg Polarny, gdzie - według oświadczeń i zeznań naocznych świadków - pojawiły się jakieś cygarokształtne latające aparaty z iluminatorami. Tak przynajmniej pisała o tym miejscowa prasa.
Wydarzenia te miały miejsce w rejonie Norylska. Taki CNOL czy też CNOL-e pojawiły się tam kilka razy. Znaleziono ponoć ślady ich lądowania, ale nikt nie robił żadnych badań. Przybywszy na miejsce i zapoznawszy się ze szczegółami sprawy, gen. Rieszetnikow poleciał helikopterem na miejsce tego CE2. Potem wraz z grupą oficerów obejrzał to miejsce, ale niczego niezwykłego nie udało im się odkryć.
Co do lotów na przechwyt, to póki istniał Związek Radziecki, to nie było kłopotów - samoloty zawsze startowały do rozpoznania każdego celu. Teraz z przyczyn ekonomicznych wysyła się samoloty w powietrze bardzo rzadko. Tym niemniej odnotowano kilkanaście przypadków rozpoznania w powietrzu celu jako Nieznanego Obiektu Latającego - czyli po prostu УФО... - na które reagowały naziemne, morskie i lotnicze systemy wykrywania i wczesnego ostrzegania. W kilku przypadkach w kierunku NOL-i wycelowano broń...
* * *
WASILIJ ALIEKSIEJEW - generał-major, dowódca Centrum Łączności Kosmicznej Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej w Moskwie.
W latach 80. XX wieku, gen. Alieksiejew służył w Sztabie Generalnym Związku Radzieckiego i jego służba była związana z wieloma wyjazdami służbowymi do garnizonów na terenie całego ZSRR. I tam, w czasie tych podróży i spotkań, niejednokrotnie zdarzało mu się słyszeć opowieści o obserwacjach najróżnorodniejszych, niezwykłych zjawisk.
- Należy mieć na uwadze fakt - mówi gen. Alieksiejew - że wiele z tych opowiadań po prostu odrzucano jako niewiarygodne i ta tematyka zawsze stanowiła tabu. Ale kiedy takie dziwne zdarzenia miały miejsce na ziemi czy na niewielkiej wysokości, a naoczni świadkowie - którzy je widzieli - chcieli wiedzieć, co to takiego i na dodatek oddzielić prawdę od wymysłów. W te lata ludzie zaczynali zadawać pytania i nie dało się ich zbyć byle czym. I tak ludzie nie wierzyli w „naukowe” wyjaśnienia tych fenomenów, a także nie wierzyli w sam fakt istnienia takich fenomenów.
Tym niemniej, informacje, które napływały z garnizonów, wywołały znaczne zainteresowanie chociażby dlatego, że nie były to już li tylko plotki i pogłoski. Żyli konkretni ludzie - naoczni świadkowie tych niezwykłych wydarzeń, ich zeznania, relacje i meldunki były odnotowane w specjalnych dokumentach, mówiło się o nich w oficjalnych raportach i referatach naukowych. Informacje te miały taki natarczywy charakter, że nie można się było od nich odegnać, jak od muchy. Zazwyczaj takie zdarzenia były badane i to nie tylko siłami Ministerstwa Obrony, ale i innych rządowych agencji i struktur.
Niektórzy wojskowi eksperci przejawiali wysoki stopień zainteresowania, szczególnie miejscami, w których NOL-e pojawiały się nader często. Okazało się przy tym, że takimi szczególnymi miejscami były bazy wojskowe o znaczeniu strategicznym: rozmieszczenie kompleksów rakietowych, naukowo-badawcze poligony nad wojskowymi rozwojowymi technologiami, itp. - krótko mówiąc: miejsca, gdzie nauka i technika powiedziała swe ostatnie słowo. Miejsca te okazywały się także strefami podwyższonego ryzyka.
- Widać wyraźnie - mówi dalej dowódca Centrum Łączności Kosmicznej SP FR - że każdy nowy system uzbrojenia, jądrowa rakieta czy samolot z niewidzianymi wcześniej charakterystykami, stanowi konglomerat najnowszych naukowo-technicznych odkryć i osiągnięć - i jest pewnego rodzaju wykładnikiem rozwoju technicznego Ludzkości. I tak naraz tam, gdzie przebazowane są takie systemy, NOL-e pojawiają się najczęściej. Należy tutaj zauważyć, że oficerowie, którzy służą w tych strefach podwyższonego ryzyka nie mają żadnych oficjalnych przepisów, czy wytycznych na postępowanie w takich przypadkach. Niejednokrotnie z własnej inicjatywy badają takie zdarzenia i incydenty z НЛО, dokumentują przy użyciu wszelkich dostępnych im środków wszelkie dane dotyczące pojawienia się UFO na terenie ich służbowej odpowiedzialności.
Generał zaznaczył także fakt zauważony przez dowódców tychże baz, a mianowicie NOL-e pojawiały się zawsze wtedy, kiedy trwały w nich rozmaite testy i doświadczenia z nowymi technologiami, przywożono rozmaite "ładunki specjalne", itd. - słowem trwała nadzwyczajna aktywność. Ciekawe jest to, że pasażerowie NOL-i jakimś sposobem dowiadywali się o trwających w tych bazach pracach i doświadczeniach...
Należałoby jeszcze do tego dodać, że na poligonach, na których testuje się najnowsze technologie wojskowe, wojskowi nauczyli się ustanawiać swego rodzaju kontakty z UFO. Dzieje się to w następujący sposób: z początku nad poligonem pojawia się NOL i zawisa nieruchomo. Najczęściej ma on kształt kuli, chociaż bywają i inne układy. I teraz jeżeli "kontaktowiec" ma w rękach broń i kieruje ją w różne strony, to NLO reagując na te gesty zmienia swój kształt "spłaszczając się" w odpowiednim kierunku. Jeżeli człowiek trzykrotnie podnosi swój AKM do góry, to NOL w odpowiedzi też trzykrotnie wyciąga się wzdłuż swej osi pionowej.
Na początku lat 80., na polecenie radzieckiego kierownictwa politycznego, rozpoczęto badania UFO przy pomocy środków technicznych: teodolitów, stacji radiolokacyjnych, lunet, kamer, itd. itp. Dzięki temu zebrano całkiem pokaźny zbiór danych o NLO zarejestrowanych przy użyciu urządzeń technicznych i aparatury naukowo-badawczej.
- Wydaje mi się - mówi dalej generał Alieksiejew - że rozkaz o prowadzeniu takich badań pojawił się przede wszystkim dlatego, że ze wszystkich stron napływała ogromna ilość najrozmaitszych informacji o UFO. Na przykład kiedyś było takie zdarzenie: pracownicy jednego z podmoskiewskich instytutów naukowo-badawczych lecieli do Nowosybirska, by wziąć udział w pracach komisji badającej katastrofę lotniczą. Po powrocie przedstawili szefostwu nadzwyczajny raport. W nim znajdowała się informacja o UFO, który towarzyszył ich samolotowi w czasie rejsu. Przy czym, będąc ludźmi nauki i profesjonalnymi badaczami, zorganizowali obserwację tego NOL-a całkiem logicznie: oni śledzili lot "nieoczekiwanego gościa" i głośno mówili o tym, co widzieli, a inni zapisywali to, co oni mówili. Z kolei trzeci robili rysunki z natury tego, co widzieli - zaś czwarci prowadzili pomiar czasu trwania incydentu. Dzięki takiej organizacji obserwacji im udało się przygotować dokument, który przedstawiał niemałą wartość naukową i praktyczną. Było to naukowe opisanie eksperymentu przeprowadzonego w naturalnych warunkach.
Prawda, rodzi się pytanie: kto tu był podmiotem, a kto przedmiotem tego eksperymentu???...
Na zakończenie, generał Wasilij Alieksiejew powiedział, że w latach 80. ilość meldunków o zaobserwowaniu NOL-i rosła lawinowo. I to nie tylko pochodziły one od prostych obywateli, ale także od uczonych i profesjonalistów - w tym także wojskowych. A ci ostatni nie są skorzy do fantazjowania i po prostu meldują o tym, co widzieli na własne oczy, i co rzeczywiście zaszło. To byli ludzie, którym można i należy wierzyć. Oczywiście takie informacje napływały i nadal napływają do Ministerstwa Obrony i Akademii Nauk FR.
Nie należy zapominać i o tym, że wyścig zbrojeń trwa nadal i chodzi nadal o dominację tak w wojskowej, jak i innych sferach. Wciąż robi się nowe wynalazki i trwa postęp w naukach czystych i stosowanych. UFO - to nowy i jeszcze niezbadany fenomen dla Ludzkości. Jeszcze jakieś 20-25 lat temu, panowało przekonanie które nie straciło na aktualności i dzisiaj - że UFO to jakieś urządzenia do monitoringu i zbierania informacji wywiadowczych...
Dla większości ufologów przedstawione w ostatnim akapicie wyjaśnienie problemu UFO jako elementu gry wywiadowczej jest oczywiste. Zasadnicze pytanie brzmi: kto za tym wszystkim stoi? Kto nas szpieguje i po co? Ziemskie supermocarstwa czy Obcy? A na to pytanie i inne do dziś dnia nie ma jednoznacznej odpowiedzi...
W czasie naszego spotkania w krakowskim studio TVN, które miało miejsce w dniu 8 kwietnia 2003 roku, polski astronauta gen. Mirosław Hermaszewski dał nam do zrozumienia, że i on, i jego koledzy wiedzą o wiele więcej, niż mogą powiedzieć - czego zresztą wszyscy dokładnie się spodziewali i nikogo to nie zaskoczyło. A zatem rosyjscy generałowie i kosmonauci też powiedzieli tylko to, co już wcześniej wszyscy podejrzewali...
A może tylko powiedzieli oni to, na co wszyscy zwykli, szarzy ludzie czekali od dawna, co chcieli, z całej duszy pragnęli od nich usłyszeć, zaś prawda o UFO w przestrzeni kosmicznej i na Ziemi wygląda zgoła inaczej? Ale jak!? - oto jest pytanie!
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz: - Robert K. Leśniakiewicz |