... i nie widać rozwiązania zagadki!
Niewiarygodne? Oczywiście! Ale amerykańscy specjaliści, którzy także przeanalizowali dane z obserwacji tajemniczych NOO na wokółziemskich orbitach, doszli do identycznego wniosku. Amerykański astronom dr John P. Bagby opublikował w 1969 roku swe obliczenia orbit małych satelitów Ziemi. Według jego poglądów, 18 grudnia 1955 roku, na orbicie wokółziemskiej coś rzeczywiście wybuchło, ale dr Bagby nie miał na myśli statku kosmicznego.
I tak jedna z zagadek naszej najbliższej i tak ponoć dobrze zbadanej części przestrzeni kosmicznej pozostała niewyjaśniona do dnia dzisiejszego. Być może doszło tam do zderzenia się dwóch asteroidów? A może to jakiś asteroid rozpadł się pod wpływem sił ziemskiego ciążenia? A może - jak głosi jedna z najfantastyczniejszych hipotez - był to statek kosmiczny z innej planety, który latał po wokółziemskiej orbicie parkingowej i tam eksplodował z nieznanej przyczyny? Albo może przyleciała do nas kosmiczna sonda sterowana przez automaty. W każdym przypadku, udowodniono, że nie był to jakiś tajny satelita, wystrzelony w największej tajemnicy przez któreś z Supermocarstw.
Pozostało mieć nadzieję, że kiedyś tam ziemska nauka dobierze się wreszcie do tych odłamków orbitujących w Kosmosie, i ich pochodzenie zostanie ustalone bez żadnych wątpliwości.
Przyznaję, że przekładając ten tekst poczułem się, jak kot, który złapał wyjątkowo smakowitą mysz. Od kiedy przetłumaczyłem książkę Petera Krassy - "Największa zagadka stulecia" (Berlin - Frankfurt n. Menem 1996) i zredagowałem opracowanie pt.: "Bolid Syberyjski" (CBUFOiZA, 2002 - na prawach rękopisu), to przez cały czas w materiałach przewijała się ta dziwna sprawa NOO zwanych w Rosji Czarnym Księciem czy na Zachodzie Czarnym Baronem (Black Baron). Obie te nazwy są używane wymiennie na nazwanie obiektu(ów), które obserwowano pod koniec lat 40. i na początku lat 50. w najbliższej nam przestrzeni kosmicznej. Obserwowano je także w Polsce - zainteresowanych odsyłam do mojego referatu na VII UFO Forum we Wrocławiu w dniu 13 kwietnia 2003 roku, który jest dostępny na stronie internetowej Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych.
Ciekawa jest tutaj jeszcze jedna sprawa, a mianowicie: data 20 sierpnia 1979 roku. Fani polskiej ufologii wiedzą, o co chodzi - to data spadku (a raczej przelotu) Wielkiego Bolidu Polskiego - tajemniczego ciała kosmicznego, które wieczorem tego dnia albo przeleciało nad Skandynawią, Polską, Ukrainą i wpadło do Morza Czarnego gdzieś na wysokości Konstancy w Rumunii, albo odleciało z powrotem w przestrzeń kosmiczną gdzieś nad Morzem Czarnym i Turcją... Pytałem o to w czasie II Miedzynarodowej Konferencji Ufologicznej w Debreczynie we wrześniu 1996 roku Węgrów - m.in. Gabora Tarcali'ego i znanego także w Polsce pisarza Istvana Nemerego, Rumunów - pisarza prof. dr Calina N. Turcu, red. Petera Leba i innego pisarza Gyorgy'ego Mandicsa; Bułgarów - Kiriła Kaneva i Turków - dr Akdogana Haktana (szefa istambułskiego "Siriusa", znanego już polskim Czytelnikom z artykułu na temat Wielkiego Bolidu Tureckiego z dnia 1 listopada 2002 roku, opublikowanego na łamach "Nieznanego Świata" w 2003 roku) - odpowiedź była zawsze negatywna. Tak już mówiąc nawiasem, to być może dowiedziałbym się czegoś więcej rozpytując wśród byłych pracowników rumuńskiej Securitate, bułgarskiej Drżavnej Sigurnosti czy radzieckiego KGB i GRU, którzy stacjonowali w tych krajach...
A swoją drogą, to zaiste dziwny to zbieg okoliczności: ponad połową Europy przelatuje dziwny bolid - nie-bolid, a na drugim końcu świata południowoafrykańska publikuje wywiad z radzieckim astrofizykiem na temat NOO. Przypadek? Nie ma takich przypadków. Teraz to rozumiem. Po prostu on wiedział, że w każdej chwili może dojść do spadku takiego obiektu w każdym punkcie naszej planety. No i Norwegowie, Szwedzi, Duńczycy, Polacy, Słowacy i Ukraińcy wyciągnęli Czarnego Piotrusia. 20 sierpnia 1979 roku podziwiali przelot Wielkiego Bolidu Polskiego, który mógł być jednym z fragmentów tajemniczego Czarnego Barona czy jak kto woli - Czarnego Księcia...
Nie podzielam optymizmu Autorki i uważam, że już nie ma się do czego śpieszyć. To, co latało na tych orbitach albo spadło w atmosferę ziemską i spłonęło, albo oddaliło się poza pole grawitacyjne naszej planety i poleciało w Kosmos. Ale jeżeli jest na orbicie choć jeden odłamek Czarnego Księcia, to sądzę, że warto będzie go poszukać już to w Kosmosie, już to na dnie Morza Czarnego, i zbadać. Tylko co nam przyniesie ta wiedza???...
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz - inż. Robert K. Leśniakiewicz
|