Fatalny rok.
W roku 1968 miały miejsce cztery zagadkowe katastrofy okrętów podwodnych należących do różnych państw. SSN-589 czyli USS Scorpion był dumą podwodnej floty Stanów Zjednoczonych. W ciągu kilku lat eksploatacji miał on sławę jednego z najlepszych okrętów US Navy. W maju 1968 roku, USS Scorpion z setką marynarzy na pokładzie wypłynął do Norfolk, gdzie jego ETA[5] opiewała na dzień 27 maja. 21 maja, znajdując się w odległości 250 mil morskich na południe od Azorów, o godzinie 20:00, okręt wysłał do bazy rutynowy radiogram z podaniem swych współrzędnych. Był to ostatni seans łączności ze sztabem US Navy.
Chociaż na całym szelfie kontynentalnym u wybrzeży USA jest rozmieszczona cała sieć hydrofonów i sonarów biernych systemu SOSUS, to żadne z nich nie zarejestrowało przepłynięcia Scorpiona. Pod koniec lipca 1968 roku, dowództwo US Navy uznało okręt za prawdopodobnie zatopiony.[6]
Tymczasem do prasy przedostały się informacje o tym, że dowództwo US Navy posiada nagranie magnetofonowe ostatniego meldunku z pokładu USS Scorpion, świadczący jakoby o tym, że okręt podwodny był śledzony przez Nieznany Obiekt Podmorski, który poruszał się z ogromną prędkością.
W dniu 26 stycznia 1968 roku, okręt podwodny Dakar[7] należący do marynarki wojennej Izraela z załogą złożoną z 65 członków załogi na pokładzie, wypłynął do Portsmouth w Anglii. Tam wypełnił on swe zadanie i położył się na kurs powrotny. Niestety, okręt ten już nie wrócił do portu macierzystego. Zniknął bez śladu we wschodniej części Morza Śródziemnego. Poszukiwania, w których wzięło udział 30 okrętów i kilkadziesiąt samolotów, zaś dowództwo izraelskiej marynarki wojennej nie potrafiło podać jakiegoś sensownego wyjaśnienia, co do zniknięcia okrętu.
Wiadomo tylko, że dowódca Dakara - kmdr ppor. Jacob Raanan w tym czasie otrzymał rozkaz z Tel-Awiwu zatrzymania się na dobę na wysokości Kairu.
Nocą 26/27 stycznia 1968 roku, załoga greckiego trawlera rybackiego, który łowił w odległości 40 mil morskich na północny-wschód od miejsca, z którego Dakar po raz ostatni podał swą pozycję, zaobserwowała ogromny, błyszczący, owalny i nieruchomy NOL wiszący nisko nad powierzchnią morza. Rybacy dowiedziawszy się o zniknięciu okrętu podwodnego przekazali swe spostrzeżenie odpowiednim władzom.
Dakar został odnaleziony na dnie Morza Śródziemnego, w odległości 270 mil morskich od wybrzeży Izraela, na głębokości 2.500 m, w maju 1998 roku – w 30 lat po katastrofie...
Ale to jeszcze nie koniec, bowiem w tym samym czasie, w dniu 27 stycznia 1968 roku, w czasie manewrów morskich w okolicach Tulonu, Francja, na dużej głębokości zatonął francuski SS Minerve. Rankiem tego dnia, jego dowódca zameldował, że zamierza zanurzyć się głębiej, żeby namierzyć miejsce wydobywania się nienormalnego dźwięku, który prześladował okręt. Potem okręt podwodny wraz z 50 członkami załogi na zawsze znikł w morskich odmętach. Nie udało się wyjaśnić, czym było źródło dźwięku, które śledziło ten okręt...
W dwa lata później - a dokładniej 4 marca 1970 roku - w tym samym miejscu znikł bez śladu inny francuski okręt podwodny - Eurydice. Tak, jak w poprzednim incydencie, Admiralicja nie była w stanie podać przyczyn katastrofy.
Nieco wcześniej w tym samym rejonie poszły na dno dwie inne francuskie jednostki: były niemiecki U-boot przejęty przez Francję po II Wojnie Światowej - U-2326 i okręt podwodny Sybille - były brytyjski okręt podwodny.
Należący do Związku Radzieckiego SSB K-129 pod dowództwem kmdr W. I. Kozaria, miał na pokładzie załogę złożoną z 97 ludzi i 3 rakiety balistyczne[8] - SLBM[9], który przedstawiał sobą strategiczny morski system uderzeniowy bronią rakietowo-jądrową pierwszej generacji z podwodnym startem rakiet. 24 lutego 1968 roku, K-129 wyszedł na bojowy patrol po Oceanie Spokojnym, ale 8 marca nie wyszła na swój seans łączności radiowej z bazą. Ten dzień przyjęto na dzień jego zatonięcia w głębinach Pacyfiku, w miejscu, w którym jest on głęboki na 5.000 m! Do maja w ZSRR została zorganizowana największa w swym rozmachu i jednocześnie tajności operacja poszukiwawczo-ratownicza, do której zaangażowano dziesiątki okrętów, statków handlowych i rybackich, samolotów i helikopterów z zerowym efektem - ani okrętu podwodnego, ani żadnych przyczyn jego katastrofy nie odnaleziono.[10] Dowództwo Czerwonej Floty podało hipotezę o prawdopodobnej przyczynie zatonięcia K-129 - według niego, do katastrofy doszło wskutek: zalania przedziałów okrętu wodą, która dostała się do środka poprzez uszkodzony kanał umożliwiający pracę silników Diesla pod wodą.[11] Potem położono kamień węgielny pod budowę odpowiedniego pomnika w bazie. Postawiono ostatnia kropkę na ostatnim dokumencie i na tym sprawę zakończono.[12] Ale nie dla wszystkich...
Kiedy w czerwcu 1968 roku, Amerykanie stwierdzili, że radzieckie służby poszukiwawczo-ratownicze skończyły poszukiwania zatopionego okrętu podwodnego, postanowili oni podnieść K-129 z dna oceanu, którego wrak odnalazł ten sam okręt hydrograficzny USS Mizar, który odnalazł także zatopionego Scorpiona. Potem do K-129 podszedł SSN USS Halibut, który namierzył kadłub radzieckiego okrętu: ku zdumieniu załogi, kadłub nie rozleciał się przy uderzeniu o dno.
W celu podniesienia K-129 z głębokości 5.000 m, została wprowadzona w życie specjalna operacja, której celem było nie tylko podniesienie okrętu, ale także wydobycie jego trzech SLBM, szyfrów i kodów. Koszt operacji przewyższył 500 mln USD![13]
Próba wydobycia zatopionego SSB K-129 zaczęła się w maju 1974 roku. W rejonie prac znajdowały się statki m/v Glomar Explorer Challenger (który wykonywał swe zadania pod przykrywką zbierania minerałów z dna oceanicznego i wierceń głębinowych) i znany już nam USS Mizar. Radziecki wywiad nie przydał temu żadnego większego znaczenia, i to był błąd, bowiem w sierpniu wydobyto przy pomocy 5-kilometrowej teleskopowej rury z chwytakiem na końcu (!) dziobową część wraka K-129 z doczesnymi szczątkami sześciu radzieckich podwodniaków.
Według wersji opisanej przez Clyde'a Burleysona w książce "Project Jennifer"[14], Amerykanom udało się chwytakami objąć kadłub okrętu i rozpocząć podnoszenie, ale przy samej powierzchni doszło do złamania korpusu i większa część wraka ponownie poszła na dno. W chwytakach pozostała jedynie część dziobowa. Zapakowano ją w ogromny kontener i załadowano na statek. Burleyson twierdzi, że nadchodzący sztorm nie pozwolił na dokonanie jeszcze jednego podejścia wydobycia reszty wraka, a poza tym w pobliżu pojawiły się radzieckie okręty zwiadowcze. Według innych relacji, Amerykanie jednak podnieśli inne części tego okrętu.
I kiedy cały świat żywo komentował tą ogromną w skali i zastosowanej techniki akcję wydobywczą, radzieckie media zachowały grobowe milczenie.
W październiku 1992 roku, władze USA przekazały Borysowi N. Jelcynowi materiały dotyczące katastrofy K-129 i kasetę video z zapisem pogrzebu radzieckich marynarzy.
Niewiarygodna wersja tego, co się stało...
Zniknięcia okrętów - przy czym niektórych niemal w tym samym czasie - wywołuje niedowierzanie i niezrozumienie. Jest pewnym, że pomiędzy tymi wydarzeniami jest jakiś związek.
Czy nie doszło tam do mieszania się jakichś sił, które znajdują się poza naszymi możliwościami pojmowania? Tym bardziej, że istnieje dosyć oficjalnych dokumentów - wprawdzie ściśle tajnych - o istnieniu w morskich głębinach jakichś tajemniczych aparatów.
W styczniu 1960 roku, okręty patrolowe argentyńskiej marynarki wojennej wykryły w swych wodach terytorialnych dwa nieznane obiekty podwodne. W czasie ostrzelania ich bombami i granatami podwodnymi, oba USO wypłynęły na powierzchnię, a potem znów się zanurzyły, zaś na ekranach sonarów zaczęły pojawiać się cuda: najpierw widziano dwa USO, a potem cztery i w końcu – sześć. A potem ta cała flotylla USO rozwinęła niesamowitą prędkość i znikła w głębinach Atlantyku...
Latem roku 1982, radzieccy nurkowie w ramach wojskowych ćwiczeń u zachodniego brzegu jeziora Bajkał widzieli niejednokrotnie jakichś odzianych w srebrzyste kombinezony pływaków o wzroście powyżej 3 metrów, którzy przemieszczali się z ogromną prędkością w wodach jeziora. Widziano ich na głębokości co najmniej 50 m i nie mieli oni żadnych akwalungów, czy innych urządzeń do oddychania - wypisz -wymaluj Ichtiader ze starej powieści fantastyczno-naukowej - mieli tylko srebrzyste, kuliste hełmy na głowach. Próba złapania chociaż jednego z nich w sieci skończyła się tragicznie. Troje nurków zginęło, a czworo pozostało inwalidami do końca życia. Następstwem tego wypadku był rozkaz dowództwa marynarki wojennej ZSRR nakazujący zachowanie wszelkich środków ostrożności przy nurkowaniach w jeziorach i innych akwenach, w których obserwowano świecenia, dyski, kule i inne fenomeny wiązane z obecnością UFO i USO.
Dziwnego odkrycia dokonano z pokładu batyskafu australijskiej marynarki wojennej Kalmar, w pobliżu Ziemi Ognistej. Kamery batyskafu zarejestrowały w Basenie Bellinghausena obecność... podwodnego miasta albo fabryki! Budowle tam zauważone miały owalny kształt i emitowały silne światło. Po zbadaniu filmu, specjaliści z Uniwersytetu Melbourne i Królewskiego Instytutu Oceanograficznego doszli do wniosku, że obiekty na nim utrwalone są sztucznego pochodzenia. Ponowiono zejście w ten rejon, ale tym razem kamery niczego nie zarejestrowały - tajemnicze obiekty na dnie znikły!
W roku 1997, w USA opublikowano detale z sensacyjnego zanurzenia bezludnej platformy na dno 11-kilometrowego Rowu Mariańskiego. Pod koniec zanurzenia, na monitorach TV zaczęły się ukazywać tajemnicze sylwetki jakichś morskich istot, zaś hydrofony przekazywały dźwięki jakby skrzypiącego żelastwa i głuche uderzenia. Kiedy platforma została podniesiona na powierzchnię, okazało się, że jej konstrukcja nośna została wygięta przez nieznaną, potężną siłę, zaś gruby na 2 cm stalowy kabel została przepiłowany do połowy...
Ale to jeszcze nie wszystko, jako że w dniu 12 sierpnia 2000 roku na dno Morza Barentsa poszedł rosyjski SSGN K-141 Kursk ze 118 członkami załogi. Przyjęto, że była to katastrofa technologiczna, tym niemniej sprawa tej tragedii nie została wyjaśniona do końca, i jest w niej więcej znaków zapytania, niż konkretnych odpowiedzi...
Rok 2003 przyniósł dwie kolejne katastrofy okrętów podwodnych: chińskiego SS typu Ming o numerze taktycznym 361 na Morzu Żółtym, u wrót cieśniny Po-hai. Okręt ten wyszedł w morze w połowie kwietnia 2003 roku, z bazy w Dalien do portu Wei-hai. Na początku maja agencja prasowa Xinhua oraz telewizja CCTV-8 podały, że okręt ten - został znaleziony na Morzu Żółtym dryfujący na głębokości peryskopowej z martwą załogą na pokładzie... Badania wykazały, że załoga najprawdopodobniej udusiła się wskutek zubożenia w tlen powietrza wewnątrz okrętu po włączeniu silników Diesla. Kto chce, niech wierzy, ale takie wyjaśnienie jest co najmniej nieprzekonywujące...
W tym samym roku na dno Morza Barentsa poszedł kolejny rosyjski atomowy okręt podwodny SSN typu November K-159 z 10-osobową załogą. Uratował się tylko jeden człowiek. Oficjalnie przyczyną zatonięcia był silny sztorm, który szalał w nocy 28/29 sierpnia 2003 roku. A jak było naprawdę? - tego nie wie nikt.
Osobiście jestem przekonany, że w głębinach Wszechoceanu znajdziemy niejedną rzecz zadziwiającą, wszak znamy zaledwie nikły procent błękitnego kontynentu pokrywającego niemal 3/4 powierzchni naszej planety. Dlatego należy się spodziewać kolejnych porażających wyobraźnię odkryć w królestwie Neptuna i Prozerpiny...
Przekład z j. rosyjskiego i opracowanie - Inż. Robert K. Leśniakiewicz
|