Przerażeni mieszkańcy wezwali na pomoc straż pożarną i specjalistów z
Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (МЧС - to taki rosyjski odpowiednik
amerykańskiej FEMA – uwaga tłum.). Ci przyjechali, porozłazili się po gryce,
zmierzyli radioaktywność i uspokoili: „Poziom promieniowania bez zmian –
niebezpieczeństwa nie ma”. Na pytanie, co to takiego, tylko wzruszali ramionami
– „Jeszcze nie wiemy”. Do czasu przybycia waszego
korespondenta na miejsce zdarzenia, oficjalne osoby już opuściły pole, ale
pozostali gapie. Okupowali oni „stanowisko obserwacyjne” na najwyższym piętrze
pobliskiego bloku mieszkalnego – bowiem cały wygląd i krasę agroznaku można było
podziwiać tylko z góry. Natomiast inni brodzili po polu gryki tonąc w niej po
pas...
Symbol solarny w
gryce
Sam agroznak przypomina dawny słoneczny symbol, ale kto i po co umieścił go
na polu? Jacyś żartownisie? Tego się nie da wykluczyć, ale jakim sposobem oni to
zrobili? Aby tego dokonać, żartownisie musieliby zawisnąć w helikopterze nad
polem (do tego w nocy), a potem dokładnie, co do centymetra wyznaczyć na polu
gigantyczne kontury piktogramu, a następnie wgnieść w ziemię trawę tak, by legła
w jednym kierunku, po okręgu, w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara –
CCW. Jak się okazało – tego nie mógłby dokonać żaden człowiek. Dlaczego? Na to
pytanie odpowiedział mi tutejszy ufolog Roman Malgin: - Kiedy człowiek
wydeptuje trawę, wtedy ona łamie się u korzenia i się kładzie. A teraz niech
pani spojrzy na te źdźbła: one nie są złamane. Są one wygięte dziwnym sposobem,
nie uszkadzając tkanek i pod kątem prostym. One są żywe i wciąż rosną. Niestety
– ludzie je zadeptali i wszystko diabli wezmą... |