|
|
Gwiezdny przybłęda?
W dniu 14 lipca 2005 roku, polskie media (światowe zresztą też) przyniosły informację o odkryciu polskiego astrofizyka dra Macieja Konackiego z Torunia. Odkrycie jowiszopodobnej planety w ciasnym układzie gwiezdnym HD 188753 (ADS 13125) w Łabędziu, składającym się z trzech gwiazd: jednej podobnej do naszego Słońca, ale nieco masywniejszej o klasie widmowej G9V, i dwóch mniejszych: czerwonego karła klasy spektralnej M i pomarańczowego karła klasy K. [il.1] |
|
|
Wedle wszelkich teorii planatogenezy, coś takiego w tak ciasnych układach
gwiezdnych jest niemożliwe. Niemożliwe, ale przecież istniejące realnie, a zatem
albo teoria ta jest fałszywa, albo za ten stan rzeczy w układzie HD 188753 jest
odpowiedzialny inny czynnik. Układ ten jest odległy o 149 ly od Ziemi. Jego
lżejsze składniki obiegają słońcopodobną gwiazdę w czasie 26 lat, przy czym para
słabszych gwiazd okrąża wspólny ośrodek masy w ciągu 156 dni.
Planeta układu HD 188753 jest nieco masywniejsza od Jowisza i obiega
centralną gwiazdę układu w ciągu 3d7h12m – tyle
trwa tamtejszy rok. Temperatura na dziennej stronie planety wynosi ponad 1.000
K. Na jej niebie przesuwają się trzy jasne słońca, z czego dwa zawsze razem.
[il. 2] Jak już tu wzmiankowałem,
układ ten jest ciasny i odległość dwóch mniejszych gwiazd od centralnej gwiazdy
układu wynosi mniej więcej tyle, ile Saturna od naszego Słońca – czyli 9,52 AU
albo tylko 1.423,26 mln km! Zatem tak stabilna orbita planety jest
możliwa tylko i wyłącznie w bliskiej odległości od centralnej gwiazdy układu,
każda inna lokalizacja musi skończyć się albo kolizją planety z którymś ze
składników, albo wyrzuceniem z układu. |
|
|
Teorie zakładające, że gazowe giganty mogą powstawać tylko w dużych odległościach od gwiazdy centralnej układu "wzięła w łeb" już 10 lat temu, kiedy odkryto pierwszego „gorącego Jowisza” – a potem odkryto ich jeszcze kilkanaście. W 2003 roku pisałem na temat jednego z nich, okrążającego gwiazdę HD 209458 i drugiego – orbitującego wokół pulsara PSR B-1620-26.
Osobiście jestem zdania, że teoria planetogenezy jest prawdziwa, ale tylko dla układu planetarnego w rodzaju Układu Słonecznego. „Gorący Jowisz” w układzie HD 188753 jest być może niedorobioną gwiazdą – czwartym składnikiem układu, który był nie dość masywny, by w jej jądrze doszło do startu reakcji termojądrowych, które pasowałyby ją na gwiazdę.
Jestem zdania, że wszystkie owe „gorące Jowisze” obiegające swe gwiazdy po ciasnych orbitach są wychwyconymi planetami, które ukształtowały się w ciemnych obłokach materii międzygwiezdnej – "planetarnymi przybłędami". Owe przybłędy w rodzaju obiektów takich, jak np. ciemna planeta TMR-1C w Byku [il. 3] czy BPM-37093 w Centaurze (który wydaje się być jądrem właśnie takiej gazowej planety, która utraciła swą wodorowo-metanową powłokę wskutek uderzeń wiatru słonecznego jakiejś gwiazdy), które znajdują się całkiem blisko nas – odpowiednio 450 i 17 ly [il. 4 i 5]. Co do tego ostatniego, to uczeni sądzą, że jest to węglowa planeta – złożona z węgla (w najczystszej postaci alotropowej – właśnie diamentu i to o masie 4,05 x 1021 ton, czyli niewiele mniejszej od Ziemi) z atmosferą złożoną z tlenków węgla i powierzchnią pokrytą związkami węgla z innymi pierwiastkami. |
|
|
|
|
|
Ilustracja 3 |
Ilustracja 4 |
Ilustracja 5 |
|
|
Istnieje jednak alternatywna do mojej hipoteza głosząca, że diamentowe planety są tworami powstałymi po śmierci niektórych typów gwiazd lub w czasie ich burzliwej starości. I tak jednymi z takich kandydatów na kosmiczne diamenty są planety znajdujące się w systemie pulsara PSR B 1257+12 w konstelacji Panny, odległego o 1.500 ly od Ziemi. Trzy z istniejących tam planet mają rozmiary przybliżone do rozmiarów Ziemi, zaś pulsar, na którego orbicie się one znajdują, był ongi gwiazdą zawierającą znaczne ilości węgla – tzw. gwiazdą węglową o klasie spektralnej N lub R, która wybuchła jako Nova i po jej wybuchu planety przechwyciły część materii z jej warstw zewnętrznych, bogatych w węgiel i jego najprostsze związki, które następnie mogłyby stać się kosmicznymi klejnotami po wystygnięciu w straszliwym mrozie kosmicznej nocy, bo choć temperatura powierzchni pulsara wynosi 100.000 K, to już na orbicie Merkurego (jakieś 0,3 AU) panuje kosmiczny mrozik – zaledwie kilka kelwinów...
Tak czy inaczej, będziemy się mogli o tym przekonać wtedy i tylko wtedy, gdy człowiek będzie w stanie postawić stopę na tych ciałach niebieskich lub zostaną opracowane tak doskonałe metody teledetekcji, które umożliwią nam zdalne zbadanie ich powierzchni – i nie wcześniej.
Robert K. Leśniakiewicz |
|
|
|
|
Liczba odwiedzin:
614 398 |
|
|
|
|